13 października 2014

Saga przedszkolna: Żale matki



Hahaha to już kolejny wpis przedszkolny na blogu, staram się jak tylko mogę ograniczać ten temat, ale co zrobić, aktualnie to jedno z ważniejszych wydarzeń w naszym życiu.  


Niestety z przykrością stwierdzam, że jestem coraz mniej zadowolona z naszej "placówki". Odnoszę wrażenie, że posłanie dziecka do przedszkola traktowanie jest jak fanaberia, a czas rodziców jest lekceważony.  Do tego pomoc, której udziela się maluchom idzie w jakimś dziwnym kierunku.

Rycerz chodzi do przedszkola półtora miesiąca do tego czasu odbyły się już cztery zebrania "organizacyjne". Wszystkie około godziny 16.00. Zebrania były o niczym, równie dobrze wytyczne mogli wywiesić na tablicy ogłoszeniowej, dwa razy zbierali tylko podpisy i to też spokojnie można było zrobić przy odbieraniu dziecka.

Od września pogoda jest fantastyczna.  Brzydkie, czy deszczowe dni można by na placach zliczyć, a dzieci na przy-przedszkolnym placu zabaw były może z dziesięć razy. Dochodzi do takich absurdów, że rodzicie maja przynosić suche liście na zajęcia do przedszkola.
Wyjście do pobliskiego parku odbyło się w dniu, kiedy grupa z powodów chorób zmalała do połowy.

No i dla mnie totalnie absurdalna kwestia. Kwestia pomocy w wykonywaniu niektórych czynności. Pewnego dnia Rycerz odmówi samodzielnego zjadania posiłków w domu. Kazał sobie kromkę kroić w kwadraciki i podawać do buzi, nie chciał jeść zupy sam itp... Okazało się, że w przedszkolu są dzieci które same nie jedzą i panie przedszkolanki (w sumie to trochę zrozumiałe) karmią te dzieciaki. To powoduje, że te dzieci które same jedzą też chcą być obsługiwane.
Natomiast panie nie pomagają dzieciom przy np. podcieraniu pupy. I już nawet nie chodzi o to, czy dzieci to potrafią czy nie, tylko o to, że trzylatki często o tym nie pamiętają.

Na jednym z zebrań kilkukrotnie zapowiadano, że nie przyjmuje się do przedszkola dzieci chorych. Dla przedszkola dziecko chore, to już takie z katarem. I co? No jajko. Rycerz z katarem siedzi w domu, wraca do przedszkola bez, a po południu odbieram go z glutem bo połowa grupy smarka, a jedna czwarta kaszle tak, że płuca che im wyrwać.

Ehhhh, wlałam swoje żale. Pewnie dziś są większym problemem bom sama chora i wszystko mnie wkurza, rozumiem w też doskonale że nigdy nie jest tak idealny jakbyśmy sobie tego życzyli,  jednak są kwestie nad którymi ciężko przejść obojętnie.


54 komentarze:

  1. Jako matka juz drugiego przedszkolaka wcale się nie dziwię i żale jak najbardziej zasdne, teraz kwestia czy można coś zmienić? poza placówką?? zdrówka dla Was

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie rozumiem, panie mają nie karmić dzieci, którym nie wychodzi jeszcze samodzielne jedzenie?

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do dzieci chorych i z kaszlem. Ja raz zostałam zjechana z góry do dołu bo przyprowadziłam chore dziecko, choć katar rozwinął mu się dopiero po obiedzie, ale mogłam to przewidzieć przecież:-p...

    A z tym jedzeniem to przerabiałam też, Kacper kazał się karmić zupą... Jak się dowiedziałam że jego w przedszkolu karmią, to prawie histerii dostałam, poszłam do pani i najspokojniej jak mogłam poprosiłam, aby mojego dziecka nie karmiono bo on umie jeść sam. Pani tylko się zaczęła zamartwiać że głodny będzie, że długo siedzi i że zasłabnie, ale przyjęła do wiadomości. Jakimś cudem młody do teraz żyje i z głodu nie umarł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Umi ale dzieci są przeprowadzane chore nie, że choroba się rozwinęła - bo tego nie da się przewidzieć. Rano dziecko ma śpiki po pas i kaszle i słyszę po południu, że byli z nim wczoraj u lekarza i to nic takiego.

      Usuń
  4. Przytulam wirtualne :( no placówka wysoce dyplomatyczna sie wydaje!!! To chyba mam powody do dużej dumy względem tej do której poszedł moj syn!!! Chodzą na podwórko min. 2 razy dziennie często 3, obojętnie jaka pogoda, w zestawie startowym zostawiliśmy w przedszkolu kalosze. Katar i u nas króluje, ale lekarka twierdzi, ze to nic takiego u nas i mamy słać, przedszkole tak poinformowaliśmy i jest ok. Pierwsze tygodnie były nie do końca łatwe dla nas, Mlody nie chciał zostać sam, ale się oswaja. Często wysłuchuję, że to moja fanaberia to przedszkole (świadomie zdecydowałam się na montesoriańskiej dwujęzyczne przedszkole, niestety 20km od nas), że w każdym innym dzieci też na ludzi wychodzą. Ale przemilczam najczęściej, skoro ktoś wie co dla mojego dziecka najlepsze, niech jest z tym odczuciem szczęśliwy... Oby tak dalej. Rozumiem Twoje obawy i bunt - to o czym wspomniałaś, to punkty które dla mnie były ważne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No u nas zapowiedziane od początku, ze w deszcz to nie będą wychodzić, bo .... kalosze trzeba zakładać :(

      Usuń
  5. Mój prawie trzylatek chodzi do żłobka co prawda, ale jakoś specjalnie głowy rodzicom nie zawracają. Było jedno zebranie we wrześniu, pani powiedziała najważniejsze rzeczy, powiedziała gdzie znajduje się regulamin, w jakiej zakładce na stronie. O udzielaniu pomocy dzieciom w nagłych przypadkach, o podawaniu leków, jakie mogą, jakich nie, przychodziły też opiekunki, żeby się "pokazać" rodzicom i przedstawić. Wszystko trwało 30 minut. Też mi szkoda, że bardzo rzadko wychodzą na dwór, ale jest dwugodzinne leżakowanie i rzeczywiście jak zobaczyłam dokładny plan dnia, to nie bardzo jest, gdzie wsadzić ten spacer. Spacer jest chyba tylko raz w tygodniu, zamiast zabaw ruchowych i edukacyjnych.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeśli chodzi o wycieranie pupy dziecku w przedszkolu to wiem, że te panie nie tyle nie chcą co się trochę boją żeby jakiemuś rodzicowi nie przyszło do głowy, iż dziecko może być molestowane czy coś. Takie są przepisy przynajmniej w tym, do którego chodzi mój synek. co do chorych dzieci to mogę coś więcej powiedzieć bo mój synek poszedł do przedszkola zdrowy po tygodniu miał kaszel, następny tydzień siedział w domu, po tym czasie wrócił zdrowy i po następnych dwóch tygodniach znowu kaszel, katar i zaczynało się już zapalenie płuc. Bidulek musiał dostawać antybiotyk w zastrzykach no dzięki Bogu pomogło i nie skończyło się szpitalem. Suma summarum krew mnie zaleje jeśli teraz ja go wyleczę i za jakiś czas znowu coś przyniesie bo jakieś dziecko przyjdzie przeziębione i pozaraża innych. No też się trochę wyżaliłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co już wielokrotnie słyszałam o tym molestowaniu, to jest cholernie wygodne dla Pań w przedszkolu. Ja rozumiem, że nawiedzeni rodzice trafiają się zawsze, ale można to omówić na jednym z licznych zebrań, a nie opowiadać jak to boją się oskarżeń.

      Chorób współczuję. I właśnie też mam nerwy, że inni mają to gdzieś i posyłają chore dzieci usprawiedliwiając się pracą.

      Usuń
    2. Molestowania szukają nie tam gdzie trzeba :/ moja chrześnica mając 4 a nawet 5 lat musiała mieć pupę wycieraną bo robiła to "na szybko" albo wcale i później miała majtki wiadomo jakie. Ręce opadają. To na jednym z pierwszych zebrań powinni zgłosić się rodzice dzieci które mają nie mieć wycieranej pupy. Ale tak jak napisałaś Sroko, to ich wygoda bardziej.

      Usuń
    3. Potwierdzam z tymi przepisami

      Usuń
    4. Możliwe że po części jest to jakaś wymówka Pań przedszkolanek (z tym wycieraniem pupy) ale moja teściowa pracuje właśnie w takiej instytucji i od samego początku mi głowę suszyła żebym synka uczyła się podcierać bo w przedszkolu nikt tego za niego robić nie będzie na co ja jaj mówię, że małe dzieci nie potrafią się same wytrzeć dokładnie i mają później brudne majteczki itd i co tak chodzą cały dzień, a nie daj Bóg jak coś tam jeszcze w tych gatkach zostanie i się rozgniecie. na co ona mi mówi to chodzą w brudnych gatkach. O matko z córką myślałam, że ją uduszę i oczywiście kłótnia była, że one powinny pomagać dzieciom lecz moja teściowa stwierdziła że one nie mogą bo takie przepisy. Powiem Wam to jest temat rzeka.

      Usuń
  7. Kochani, ja bardzo proszę, szanujmy polski język!! "półtorej miesiąca"??? Półtorej bułki, półtorej godziny, półtorej szafki, ale półtora miesiąca, półtora roku, półtora samochodu!!!
    Drugi błąd, obok "złożyłem życzenia kobietĄ", (nie u Was!!) który doprowadza mnie do białej gorączki i czytać mi się dalej nie chce...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako że bloga piszę sama nie rozumiem zwroty kochani :) . Nie jestem polonistą z wykształcenia, mam dysleksję i tak robię błędy - nie jest do powód do dumy, raczej do wstydu, pisze jak umiem. Dziękuje za zwrócenie uwagi, obawiam się jednak że w moim przypadku błędów nie uniknę.

      Usuń
  8. A nie masz w pobliżu przedszkola Montessori? Moje pierwsze dziecko chodziło do zwykłych przedszkoli (zmieniałam bo nie byłam zadowolona) a drugie do montesoriańskiego, różnica jest diametralna, w każdym aspekcie. Dotyczy to nie tylko samodzielności dzieci, ich rozwoju czy codziennego czasu spędzanego w ogródku, ale też szacunku wobec rodziców (co m.in. oznacza, że dziecko chore nie zostanie przyjęte do przedszkola). Pierwszy raz w życiu po odprowadzeniu dziecka do przedszkola jestem szczęśliwa.

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj rozumiem cie doskonale, wprawdzie ja jestem mamą żłobkowiczki, ale z tymi glutami i kaszlami to mnie krew zalewa, ja oddaje swoje odchorowane, wyleczone dziecko, a po 2 dniach w żłobku z powrotem dostaje zaśpikane, z gorączką dziecko, bo połowa dzieciaków które powinny siedzieć w domu i leczyć przeziębienie w najlepsze chodzi. Rece już opadają bo my już w takim kieracie katarowym 3 tydzień w domu siedzimy z przerwami na 1 góra 2 dni w żłobku. A gdzie tu pracować. Ale moim zdaniem to nie tylko wina opiekunek ale również rodziców którzy olewają wytyczne i oddają chore dzieci bo a nuż widelec się uda jeszcze jeden dzień załapać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest. Znam przypadki gdzie rodzice uważali, że to tylko katarek, a później ich dzieci przez tydzień, a nawet i dwa nie było... Później wprowadzono obowiązek przynoszenia zaświadczenia, że dziecko jest zdrowe (szczególnie po chorobie) to nagle wielka obraza. Pojedynczy rodzice nawet próbowali to podważać mówiąc, ze co to znaczy zdrowy, że nikt nie da takiego zaświadczenia. Gdy zwracano uwagę, że dziecko ma dość mocny katar niektórzy rodzice sugerowali opiekunkom,że nie chcą dzieckiem się opiekować i szukają pretekstu(!!). Po czym szli do lekarza i ich nie było...

      Usuń
    2. No więc właśnie rodzice bywają nieodpowiedzialni

      Usuń
    3. Z tymi zaświadczeniami od lekarza to też nie za fajna sprawa, bo już nieraz musieliśmy siedzieć dzień-dwa dłużej, bo akurat nie było wolnych miejsc w przychodni, żeby ten świstek nam wypisać, choć dziecko już zdrowe było. Tylko znów - gdyby rodzice byli szczerzy i nie ściemniali to nie trzeba by było zaświadczeń lekarskich.

      Usuń
  10. O rany - ostatnio koleżanka polecała mi przedszkole, pomyślałam - standard, wszędzie tak jest, a tu lipa... To, które mi polecano ma codziennie aktywność na podwórku, niezależnie od pogody, jedzenie zdrowe (m.in. jaglanka czy sałatki owoce na deser) itp. itd. Jednak się da, ale gdzie szukać takich miejsc, gdzie? ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. A ja myślałam, że Artur nie chce sam jeść w domu bo jakąś traumę teraz po prostu przechodzi związaną właśnie z pójściem do przedszkola. Z tym, że nie chce też myć sam zębów i się rozbierać i takie tam. Muszę wybadać sprawę. A o wychodzenie na świeże powietrze nie narzekam, tutaj w UK czy to deszcz, czy zawieja czy słońce dzieci biegają po placu zabaw.

    OdpowiedzUsuń
  12. nie panie przedszkolanki... a nauczycielki.
    W większości wypadków te Panie (w tym ja) mają wyższe wykształcenie niż rodzice dzieci.
    Jesteśmy dyplomowanymi pedagogami a nie jakimiś paniami po liceum o profilu opiekunki.
    Dziecko drodzy rodzice które oddajecie do przedszkola ma obowiazek samodzielnie się załatwiać i jeść.
    Jak sobie wyobrażacie państwowe przedszkole 27 os na jednego nauczyciela (musiałby on cały czas podcierać pupy, czyli spędzać czas w łazience).
    A co z resztą dzieciaków.
    Droga Sroko uwielbiam Cię, lubie czytać Twojego bloga ale zapraszam na jeden dzień do przedszkola i zobaczysz dlaczego mająć np. 1 h wolnego Pani nie jest w stanie wyjść z tyloma dziećmi... zrozumiesz i zmienisz nastawienie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli pracujesz w przedszkolu choćbyś miała i profesora przed nazwiskiem jesteś dla mnie panią przedszkolanką, w szkole pracują nauczyciele, a na uczelni wykładają profesorowie. I bynajmniej nie ma to dla mnie pejoratywnego znaczenia.
      Co do wykształcenia śmiem twierdzić, że nawet panie w sklepach mają wyższe wykształcenie niż ich klienci i nie jest żaden wyznacznik bycia lepszym od innych, a tak to jakoś z twojej wypowiedzi wynika.
      Jeżeli dziecko ma obowiązek samo jeść, to czemu Panie karmią dzieci, a nie są w stanie przypilnować czy podtarło sobie pupę?
      Ilość dzieci w grupie reguluje ustawa i może ich być max. 25 na jedną osobę wiec nie wiem skąd liczba 27. Dodatkowo jest pomoc dla takiej pani.
      No i w "moim" przedszkolu są trzy osoby dorosłe w grupie 23 trzylatków. Ja oczywiście nie twierdzę, że w przedszkolu jest lekko łatwo i przyjemnie, ale trzy osoby na 23 dzieci mogłoby wyjść z nimi częściej niż raz w tygodniu na plac zabaw który jest za oknem. Przy czym nigdy nie ma pełnej grupy bo zawsze jakieś dziecię jest chore.

      Cóż niestety zawsze wyobrażenia bywają za wysokie w zderzeniu z rzeczywistością.

      Usuń
    2. Sroko ja tez pracuj w przedszkolu i równocześnie mamą (choć jeszcze nie przedszkolaka). Rozumiem, że każdy chce dla swojego dziecka jak najlepiej i w wielu placówkach jest super, ale uwierz mi, że rzeczywistość jest jaka jest. Mam w tym roku grupę maluchów i jestem ja i pani woźna (która jest na sali od 7.30 - 15.30) i w tych godzinach jezdzi po śniadani, drugie śniadania i obiady, myje też naczynia po wszytskich też posiłkach (bo etaty na kuchni obcięte). Pupy podcieramy jak tylko możemy (o przepisach i molestowaniu nic nie wiem), ale choć łazienka jest na sali, często jest taka sytuacja, że chcąc pomóc dziecku w łazience muszę zostawić 20 pozostałych samych na sali, bo akurat wozna jest poza salą.... dlatego zachęcamy rodziców do uczenia dzieci maksymalnej samodzielności. Co do karmienia, ja staram się nie karmić, ale tu też są różni rodzice i różne dzieci, wydaje mi się, że wystarczy powiedzieć, że Ty nie chcesz, żeby Twoje dziecko było karmione (uwierz niektóre nawet napić się ze zwykłego kubka nie potrafią, bo piją jeszcze z butelki). Co do wcześniejszego wpisu o 27 dzieci to czasem dyrektor zwiększa liczebność oddziałów, bo każdy rodzic przy rekrutacji błaga o przyjęcie..... Jeśli chodzi o te katary to niestety nie ma regulacji prawnej i lekarze też się buntują przed wypisywaniem zaświadczeń "zdrowy - może chodzić do przedszkola", bo dawniej takie były u nas wymagane, teraz możemy jedynie apelować do rodziców.... mnie też to denerwuje uwierz - bo wyobraźcie sobie prowadzić zajecia, gdy nagle w trakcie śpiewania piosenki dziecko kicha i katar dosłownie po dywan.........
      Generalnie ja wychodzę z założenia, że choćbym na rzęsach stawała to wszystkim nie da rady dogodzić...
      a co do "przedszkolanki" i nauczyciela to myślę, że osobie piszącej post jest po prostu przykro, że nadal nauczyciele w przedszkolu są traktowani jako zwykli wycieracze pup i nosów, a uwierzcie potrafimy o wiele więcej i pracujemy z dziećmi rozwiązując wieeeeeeeele problemów. Ale czasem wydaje się, że rodzicowi zależy tylko, żeby dziecko zjadło i bylo "przechowane" w przedszkolu.
      aaaaaaaa i jeszcze co do ogłoszeń to do niektórych nie dociera ani wiadomość mailowa, ani na tablicy, ani na zebraniu... czasem mam wrażenie, że wielki bilbord by nie pomógł :D

      Usuń
    3. Gdybym Nauczyciela w przedszkolu traktowała jak osobę która tylko wyciera pupy i nosy nigdy bym dziecka do przedszkola nie posłała :) , niestety to panie w przedszkolach umniejszają same przed sobą swoją rolę, a na to to ja już wpływu nie mam. I od czasu kiedy chodziłam sama do przedszkola zawsze będą to panie przedszkolanki, a nie nauczycielki i zawsze będzie mi się to kojarzyło z fajnymi ciociami, a nie nawiedzonymi nauczycielkami :P

      Usuń
    4. strasznie zarozumiała jestes pani przedszkolanko z 17:03. TEZ jestem dyplomowanym pedagogiem i chyba wolałabym oddac swoje dziecko pod opiekę pani po liceum niz tobie bo jeszcze od ciebie by sie nauczyło "ą i ę" a tego w ludziach nie znoszę. poza tym co mnie to obchodzi argument ze na jedna pania jest 27dzieci? to chyba sprawa dla dyrekcji przedszkola? dlaczego dzieci maja sie kisic w budynku bo ktos nie zadbał o wystarczajaca ilosc kadry?

      Usuń
    5. Jestem ciekawa skąd pani mgr przedszkolanka tak dobrze wie jakie wykształcenie mają rodzice , robiła ankietę czy co? Wybacz ale dzisiaj mgr przed nazwiskiem to nie jest już takie wow i wielkie osiągnięcie jak kiedyś. I to, że ktoś ma mgr przed nazwiskiem nie znaczy, że będzie lepszym nauczycielem/przedszkolanką/wychowawcą niż ten który robi to z sercem i pasją dokształcając się dla przyjemności we własnym zakresie nie koniecznie na uczelniach z których nie oszukujmy się nie wynosi się wiele.
      Poza tym mam znajomą w przedszkolu - na grupę jest 3 opiekunów i 4 godziny pracy więc to raczej nie jest duży wysiłek aby przez te kilka godzin zająć się ze 100% zaangażowaniem dziećmi.

      Usuń
    6. Prawdę mówiąc nie rozumiem po co ta uwaga o wykształceniu. To nie ma żadnego znaczenia. Bo co, jak rodzic jest lepiej wykształcony to ma prawo mieć jakieś wymagania? A jak nie to wara, nie można zgłosić żadnej krytyki? I może jeszcze jego dziecko będzie przez to gorzej traktowane?

      Zresztą nie oszukujmy się, teraz wielu ludzi ma tak samo jak nauczyciele wyższe wykształcenie.

      Usuń
  13. Podcieraniem pupy mnie zaskoczyłaś . Moja Mała ma 2 i 8 miesięcy chodzi do przedszkola prywatnego i jeszcze nie miała brudnych majteczek a pupcie w domu zawsze sama jej wycieram na mokro więc nie wiem czy w przedszkolu jeszcze jej się nie zdarzyło robić kupki czy Panie jednak podcierają - muszę zbadać sprawę. U nas jest 1 godzina spaceru przed obiadem iuważam że to mało więc nie rozumiem jak mogą u Ciebie dzieci kisić i wypuszczać tylko raz w tygodniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytałam nawet o to na FB i wielu rodziców pisało, ze u nich w przedszkolu "nielegalnie" pomagają :)

      Usuń
  14. Ja na szczęście jestem bardzo zadowolona z przedszkola do którego chodzi Adaś. Mam tylko wrażenie, że Panie nauczycielki za bardzo dzieciom pomagają przy pracach plastycznych :))). Bo jak widzę wystawę, gdzie każdy obrazek jest taki sam to zaczynam snuć podejrzenia że to nie była samodzielna praca dzieci :D. No ale cóż, ideałów nie ma.
    W naszym przedszkolu dzieci wychodzą codziennie. Teraz jak jest fajna pogoda to siedzą na placu zabaw od 14 do 16 :D.

    OdpowiedzUsuń
  15. Moje dziecko idzie do żłobka od grudnia. W kwestii zdrowia/choroby obwieszczono mi na dzień dobry następującą, rozsądną moim zdaniem, zasadę: jako, że wyjść najróżniejszych jest sporo, przedszkole/żłobek wychodzi z założenia, że wszystkie dzieci, które pojawiły się tego dnia, są zdrowe i wychodzą razem z resztą bez względu na pogodę :-).

    OdpowiedzUsuń
  16. ja sie staram aby Maja zrobila co trzeba przed przedszkolem, tu tez nie dzialaja w tym zakresie, grupe ma Maja malutka bo gora 12 osób chodzi na poludnie wiec z chorobami nie jest żle.
    Jak ona sama miala katar poszlam z nia do przedszkola i mowie pani ze jest przeziebiona, a ona na to- Jesli tylko nie ma goraczki to niech zostanie ...? bylam w szoku! niestety takie zaglucone dzieci chodza i albo sie szybko Majka uodporni alo się zaglutujemy niebawem ! :(

    OdpowiedzUsuń
  17. Cóż z tym wychodzeniem ..to chyba taki urok placówek publicznych . Mój syn ma w grupie 15 dzieci dwie Panie , wychodzą dwa razy dziennie - raz to już obowiązkowo . Musiałaby być ulewa by nigdzie nie poszli czy to na plac zabaw czy na zwykły spacer. Co do katarów - u nas zapowiedziane jest, że katar może być byle by stanu podgorączkowego nie było. I dzieciaki chodzą tak do przedszkola - jakieś rezultaty to przynosi bo tylko jedno chore w domu . Reszta ok . teraz mają zacząć chodzic do groty solnej by było jeszcze lepiej z ich odpornością .

    Co do stwierdzenia, że nauczycielki / przedszkolanki mają wyższe wykształcenie niż rodzice to mam wrażenie , że ktoś ma z tym chyba tu problem . W większości nauczycielki nie wiedzą jakie wykształcenie mają rodzice . I nie sztuka być przedszkolanka / nauczycielem - sztuka to mieć powołanie a nie udać się na studia z braku pomysłu na siebie ( co niestety zaobserwowałam u swoich koleżanek z liceum) Ciekawe, czy jak się Pani nauczycielka udaje do urzędu, banku to też traktuje ludzi tam zatrudnionych jak ludzi z wyzszym wykształceniem czy uważa , że skoro jest klientem / petentem to wszystko jej się należy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jest coś takiego jak kwestionariusz osobowy który rodzice musza wypełnić. A w nim wg wytycznych ministerstwa jest zarówno wykształcenie jak miejsce pracy

      Usuń
  18. Jestem mamą i pedagogiem z doświadczeniem w pracy w przedszkolu i żłobku i uwierzcie mi jak we wszystkich miejscach pracy największą rolę odgrywają ludzie- czyli kadry, zespół który razem pracuje i się nawzajem motywuje i sobie pomaga.
    Jeśli są wyznaczone cele i kadry do tego dążą albo jest współzawodnictwo gdzie przedszkolanki mogą między sobą "konkurować" oczywiście przez zabawę nastrój pracy się polepsza i wszystkie problemy są szybko rozwiązywane.
    Też polecam Montessori ale nie widziałam jeszcze państwowego. Generalnie każdy pedagog lubiący swoją pracę i o ile nie był przymuszany do studiów zaocznych na zasadzie rób jakieś studia bo Cię z domu wygonimy powinien włączać elementy montessoriowskie do zajęć na miłość boską ludzie udowodnijcie że macie mózgi, serca i pasje- to do pań nauczycielek.

    OdpowiedzUsuń
  19. Zawsze marzyłam by mój syn poszedł do przedszkola montesoriańskiego. Niestety rzeczywistość jest taka, że kosztuje ono grubo ponad tysiąc i nie stać nas na taki luksus. Syn chodzi do przedszkola państwowego (miejskiego) za które płacimy ok. 300zł/m-c. Jest w oddziale żłobkowym. Na początku byłam sceptycznie nastawiona ale teraz stwierdzam, że stosunek ceny(opłaty) do warunków jest jak dla mnie super. Młody, który był mega niejadkiem mało że zaczął jeść to jeszcze je 'siam, mamo ja siam'. Od cioć w przedszkolu wiem, że je sam a jak ciocie widzą, że jeszcze chciałby zjeść ale idzie mu ciężko to pomagają. Są dzieci, które same jeść nie potrafią i są karmione (no ale to jednak żłobek).
    Z wycieraniem pupy jest różnie: z jednej strony zauważyłam, że Młody po zrobieniu kupy w domu robi skłon dotykając palcami podłogi ( tak żeby można było łatwiej i dokładniej pupę wytrzeć) - my mu tego nie pokazywaliśmy więc zakładam, że tak jest w przedszkolu. Z drugiej jednak strony czasami przychodzi z brudną pupą i majtkami.
    Za to na przedszkolny plac zabaw wychodzą jak tylko się da. Zazwyczaj codziennie, chyba że jest naprawdę brzydko i zimno. Jak są takie dni jak teraz to wychodzą 2 x dziennie. Odbieram go o 17 z placu zabaw, jest tak wykończony, że wpada do domu i idzie się położyć na godzinkę 'do łózia'. Gdy widzę po przedszkolu ubłocone buty i spodnie to tylko się cieszę bo wiem, że dobrze spędził czas.
    Na 30stkę dzieciaków w grupie są 3 panie nauczycielki i 2 panie pomoce. Od 6:00-8:00 i od 15:00-17:00 są dwie panie ale wtedy jest też mniej dzieci.
    Nie mam porównania z innymi państwowymi przedszkolami ale z naszego jestem bardzo zadowolona. Jak coś mi się nie podoba to reaguję: np. raz pani mówi do mnie, że M. ładnie zjadł obiadek i można mu dać jakąś nagrodę. Wytłumaczyłam jej, że mój syn nie dostaje nagród za to że je. Takie sytuacje to jednak drobiazgi, które można skorygować rozmową. Najważniejsze, że mój syn jest szczęśliwy w przedszkolu, uwielbia ciocie, posyła im całuski na do widzenia a to wszystko w przedszkolu państwowym. Kto by pomyślał...

    OdpowiedzUsuń
  20. my mamy montesorianskie nie tylko z nazwy i placimy 300zl

    OdpowiedzUsuń
  21. U syna w przedszkolu (Warszawawa Wola) spacery są raz, dwa razy dziennie, pomocy w karmieniu nie ma (uff!!) ani przy podcieraniu - czego tego ostatniego żałuję, bo dość często potem słyszę "mamo, boli mnie pupa" a majtki do prania :/ Przedszkolem jestem zachwycona mimo tego jednego doskwierającego kłopotu - panie przedszkolanki, po dwóch latach "znajomości" - wciąż postrzegam nie jako niańki a wychowawczynie / nauczycielki. W grupie dzieciaków jest sporo, ale są przy kłopotliwszych sytuacjach panie do pomocy - jak np. wyjście na plac zabaw czy jedzenie. To z babcią mam problem, która pięciolatkowi kroi chleb i pod nos daje jedzenie, bo "chudy" i "nic nie je".... :/ A, jeszcze sprawa chorowania - bez gorączki (czy ogólnego osłabienia) dziecko jest zdrowe, katar czy kaszel to kwestia odpowiedzialności rodziców, nie ma odgórnego nacisku na zamykanie wówczas dziecka w domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Kwestia odpowiedzialności rodziców" to jest raczej bezmyślność.

      Usuń
  22. Po przeczytaniu Twojego posta od razu chciałam skomentować, ale nie miałam czasu. Jednak cały czas chciałam no i teraz mam chwilę na parę słów.
    Pierwsze co nasuwa mi się na myśl to ile osób i przedszkoli tyle opinii...
    Z Tobą w większości się zgadzam za wyjątkiem posyłania dzieci "chorych" do przedszkola. Moja Tusia też od września zaczęła przygodę z przedszkolem i po pierwszym tygodniu złapała katar i kaszel. I zgodnie z tym co było na zebraniu w lipcu zostawiłam Tusię w domu, bo była "chora". Po tygodniu poszła zdrowa i już na drugi dzień znów był katar... i znów wizyta u lekarza. Tym razem nasza pani doktor powiedziała, że nie widzi przeciwwskazań do pozostania w domu, bo na dobrą sprawę większość dzieci z katarem siedziałaby cały czas w domu. Następnego dnia spotkałam koleżankę, której synek chodzi to tego samego przedszkola ale jest rok starszy i Ona mi coś uświadomiła. Nie ma co zostawiać dziecka z katarem czy kaszlem w domu, bo jak i tak wróci to zaraz załapie, że to normalne, że żaden pracujący rodzic nie może ciągle siedzieć z nim w domu bo ma katarek. W dzisiejszych czasach pracodawcy bardzo źle patrzą na L4 i wiadomo jak może się skończyć częste na nich chodzenie. A nie każdy ma możliwość zostawienia dziecka z kimś w domu.
    I ja puszczam Tusię z katarem do przedszkola i z kaszelkiem. Mam też na to przyzwolenie lekarza jak i pani przedszkolanki, bo na dobrą sprawę nawet Ona ma katar i też tak chodzi do pracy...
    A czy przedszkole różni się czymś od szkoły, gdzie przecież też dzieci chodzą chore. I dorośli do pracy też chodzą chorzy...
    Takie czasy....

    A Tobie współczuję z tym wychodzeniem na dwór, bo naprawdę się dziwię, że nie dają rady wyjść raz dziennie choćby na 30minut... do tej pory przecież była piękna pogoda, więc tym bardziej nie rozumiem... Tusia jest minimum raz dziennie na dworze. I w grupie na 27 dzieci są 2 panie i można :) Trzeba tylko chcieć!
    A może Wy jako rodzice moglibyście bardziej naciskać na przedszkolanki? Gdybyście jako grupa rodziców o to wystąpiła to by im coś uświadomiło?
    No i na spacerach równie mogą uczyć się przyrody, poznawania miasta itp.

    pozdrawiam gorąco :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Polecam przeczytanie podstawy programowej wychowania przedszkolnego i przytoczenie dyrekcji przedszkola...jeśli mają problem ze zrozumieniem to zawsze można zwrócić się do kuratorium oświaty... spędzanie czasu na świeżym powietrzu przedszkolaków nie może zależeć od widzimisię, lenistwa czy bóg wie czego przedszkolanek! Każda placówka czy państwowa czy prywatna ma OBOWIĄZEK realizować podstawę-rozporządzenie ministerstwa, a tam czarno na białym: (w rozliczeniu tygodniowym) "co najmniej jedną piątą czasu (w przypadku młodszych dzieci jedną czwartą czasu) dzieci spędzają w ogrodzie przedszkolnym, na boisku, w parku itp."
    Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sama pracowałam w prywatnej placówce w której nie była realizowana żadna podstawa programowa- (praca przez miesiąc czasu tylko ale nikt nigdy nie zwracał uwagi na to czy coś idzie zgodnie z planem czy nie) dzieci były po prostu przechowywane do powrotu rodzica, tylko żeby nie były głodne, brudne i żeby nic im się nie stało.
      Po moim odejściu okazało się również, że właścicielka ma żółte papiery-orzeczenie schizofrenii i usiłowała popełnić samobójstwo wraz ze swoimi dziećmi w aucie.
      Proszę mi powiedzieć kto to sprawdza i jak to działa skoro pani otworzyła punkt przedszkolny oraz żłobek mając stwierdzoną chorobę psychiczną a żaden program nigdy nie był realizowany?
      LOL

      Usuń
  24. Czytam te przedszkolne historie i coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu ze moje dziecko nie pojdzie do przedszkola, no nie. Bedąc dzieckiem nienawidziłam tą placówkę, kilka razy ucieklam sama do domu a panie nawet się nie zorientowały bo myślały ze mnie rodzice odebrali. Jestem dorosła a zdania na temat przedszkola nie zmieniłam. Moja siostra poszła kilka dni do przedszkola a potem juz nie chciala wiec rodzice zostawili ja w domu, dzis juz pracuje skonczyla 3 kierunki i ma sie dobrze bez edukacji przedszkolnej. A ja w przedszkolu meczylam sie od 3 rz i teraz na sama mysl o przedszkolu robi mi sie słabo:) Mam jeszcze troche czasu bo moj synek jest mały. Decyzja bedzie trudna, chyba ze jakies super przedszkole prywatne mnie do siebie przekona , jak nie to bede miala aspolecznego maminsynka w domu i juz :)

    OdpowiedzUsuń
  25. To ja Ci powiem coś lepszego. Ja mam roczniaka w domu a bratowa -jako że swojego nie prowadzi do przedszkola (z powodu choroby) to prosto od lekarza- do nas bo po drodze apteka.A mieszkamy u teściów to nie mam nawet jak uniknąć tej wizyty. Sama wiesz jak takie małe wyją po nocach tygodniami - nienawidze szmaciska za to sorry.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz
Jeżeli podajesz skład kosmetyku podaj jego nazwę i producenta
Analizuję TYLKO kosmetyki dla kobiet w ciąży i dzieci
Zanim zadasz pytanie sprawdź czy ktoś już o to nie pytał, używaj również wyszukiwarki blogowej.

Przycisk Whatsapp działa tylko na urządzeniach mobilnych

Wpisz słowo i wciśnij enter, żeby wyszukać